wtorek, 28 lutego 2012

Minął rok...


Minął rok.
Profesor Złotoreński nawet się ucieszył na mój widok.
- O, nawet dobrze Pani wygląda.
- Wyspałam się, panie profesorze.
Czarodziejka Sekretariatu zaproponowała mi nnawet kawę. W podzięce zaproponowałam podział swojej sałatki z selera, ziemniaków i jabłek.
- Trochę długo Pani spała.
- No rok, panie Profesorze.
- A my tu nad KRK pracowaliśmy…
Zwiesiłam głowę. Targnęły mną wyrzuty sumienia. Przez pracę nad Krajowymi Ramami Kształcenia już kilka moich koleżanek oszalało.  A ja w tym czasie relaksowałam się pod czułą opieką Korony Brytyjskiej, śpiąc na ławkach w Worcestershire.
- No i nową ustawę mamy… A panią minister nauki to w Białymstoku ogłoszono człowiekiem Roku!
No pewnie. Ja bym ją ogłosiła człowiekiem stulecia.
Na Marsie.
- Czy już Pani myślała, w którym czasopiśmie z listy filadelfijskiej mogłaby Pani publikować? Bo pani minister będzie nam za to naliczać punkty według nowej ustawy.
- Tak, myślałam, panie profesorze. Tam na tej liście nie ma czasopism humanistycznych… ale ja w liceum hodowałam z siostrą bakterie sianowe na parapecie. Myślę, że mogę do tego wrócić i opublikować wyniki badań. Czy to pomoże naszej katedrze?
- Z pewnością! A jak tam było w Anglii?
- W Anglii? No wie Pan. Oni tam nie znają słowa na „h”. I jakoś ich nauka jest w lepszym stanie niż nasza.
- Nie znają habilitacji… No tak…
Kawa paruje. Otwierają się drzwi do sekretariatu. Wchodzi jakaś studentka.
- Chciałabym… prosić o listę fakultetów… O! Jak to dobrze znowu zobaczyć panią w pracy!
Łyżeczka mi wpada do kawy. Ja w pracy? Znowu? I to jakieś nieznane mi młode osoby tak się wypowiadają?
Przeglądam pocztę. Wcale tak dużo jej nie ma jak na tyle miesięcy niebytu. Ale jest list od Rektora.
- Hm… Rektor zaprasza na uroczyste posiedzenie Senatu… - podnoszę wzrok na Czarodziejkę Sekretariatu. – Coś może wiesz, dlaczego? Bo muszę odpowiedzieć, proszą o potwierdzenie.
- Nie, nie wiem. Nie jest tam napisane?
- Nie, tylko że posiedzenie jest uroczyste i coś tam z okazji święta uniwersytetu. W sumie… Mogę pójść… No bo nigdy nie byłam. A tak… Pójdę w ramach badań terenowych. Pobadam sobie trochę.
Czarodziejka Sekretariatu zawiadamia więc mejlem Rektora, że to dla mnie zaszczyt i że pójdę. Jakoś nie pisze, że przeprowadzę tam badania terenowe, pooglądam sobie senat, senatorów, senatorki i nową aulę na wydziale prawa.
Na korytarzu profesor Złotoreński wciąga mnie pobłażliwym wzrokiem do swojego gabinetu.
- Pójdzie Pani, ale nie na badania. Przyznano Pani medal Komisji Edukacji Narodowej.
- Kiedy? Jak spałam? I za co?
No chyba powinnam wiedzieć za co.
Za niezabijanie studentów.
A przynajmniej – nie w dużych ilościach.

2 komentarze:

  1. Witamy z powrotem!:) Mam nadzieję, że zdrowie skutecznie podreperowane! I że zetknięcie się z polską rzeczywistością naukową po styczności z zagraniczną nie spowoduje jakiegoś regresu:/ A KRK to rzeczywiście była impreza jak mało co!:P

    Kto powiedział, że odbierając medal nie można prowadzić jednocześnie badań? No i oczywiście gratulacje z powodu medalu:)!

    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, gratulacje!!! To dopiero jest motywacja, by nie zabijać studentów ;)
    Mam nadzieję, że urlop pomógł w podniesieniu stanu ducha... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń